Jedna z pierwszych spółek, które z kapitałem zagranicznym weszły na polski rynek, obchodzi 30 lat! Początki Horizont Rolos w Wyszkowie nie były łatwe, ale dziś firma zatrudnia blisko 120 osób. Sukcesów na koncie Spółki jest wiele, jednak, jak podkreśla Prezes Zarządu Izabella Olech, największy to wypracowanie sobie opinii solidnego dostawcy o ugruntowanej pozycji rynkowej.

 

ROLOS WŚRÓD PIERWSZYCH SPÓŁEK W POLSCE Z KAPITAŁEM ZAGRANICZNYM

08300016.JPG

Martyna Lis: Horizont Rolos to firma, która została założona w 1992 roku z większościowym kapitałem niemieckim. Dlaczego postawiono na Wyszków? Jaki był cel?

Izabella Olech: Założyciele mieli dwa główne cele. Jeden to produkcja dla grupy horizont, czyli stworzenie tu własnego zaplecza produkcyjnego, na który ma się wpływ w kontekście kosztów, jakości i cen. Po drugie mieliśmy być bramą na wschodnią część Europy. W latach 80. firma Horizont cały asortyment produkowała u siebie, w Niemczech. W czasie gorszej koniunktury rozpoczęto poszukiwania źródeł zaopatrzenia w krajach Europy Wschodniej, co miało sprzyjać podniesieniu konkurencyjności. Specjaliści od logistyki firmy Horizont przeprowadzili badanie różnych rynków, ale w efekcie nawiązane zostały relacje handlowe w Polsce. Horizont początkowo jedynie nabywała produkty od różnych dostawców, ale w pewnym momencie doszła do wniosku, że musi rozwinąć działalność według własnej wizji. W związku z tym, że w tym czasie w Polsce zmienił się klimat dla inwestycji zagranicznych, zdecydowano o utworzeniu spółki produkcyjnej. Wybór padł na Wyszków, ponieważ dwóch z trzech polskich udziałowców mieszkało w tym mieście. Tak w 1992 roku powstała spółka Rolos, a od 2000 roku już pod zmienioną nazwą - Horizont Rolos.

Skąd pomysł na nazwę „Rolos”?

Musiałam ją wymyślić w ciągu godziny. Połączyłam nazwy dwóch branż, z którymi związana miała być działalność firmy: rolniczą i ostrzegawczą. Pierwsze litery z tych dwóch wyrazów dały nazwę Rolos.

Co z perspektywy czasu można uznać za pierwszy sukces firmy?

Pokonanie początkowych problemów i przeciwności. Pierwsze miesiące oznaczały budowanie wszystkiego od podstaw, krok po kroku. Jeśli firma nie ma historii to samo pozyskanie kredytu i negocjacje jest niezwykle trudne. W Polsce to też były czasy wielkiej zmiany. Firmy prywatne dopiero powstawały, tak jak i przepisy dotyczące spółek z kapitałem zagranicznym. Jak powołaliśmy tę spółkę, nie do końca było wiadomo, jak poruszać się w przepisach prawa. Byliśmy jedną z pierwszych firm w kraju z kapitałem zagranicznym.

Czyli trzeba było działać metodą prób i błędów...

Tak. Otoczenie prawne było trudne, sam zakup nieruchomości był obarczony ogromnym stresem. Sprzedaż nieruchomości spółce z kapitałem zagranicznym wymagała pozwolenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Przy okazji nie zabrakło przygód. W momencie, kiedy otrzymaliśmy zgodę, u notariusza okazało się, że jest błąd w cenie. Była dwukrotnie wyższa, niż zostało ustalone. Oczywiście, sprzedający od razu głośno zareagował, że on nie chce takich pieniędzy! Dziś wspominam to z przymrużeniem oka, ale wtedy nie było nam do śmiechu, bo przez ten błąd dokumentacja znowu musiała wylądować w ministerstwie.

 

PIERWSZE KROKI W WYSZKOWIE - BIAŁE KAFELKI I JEDNA WTRYSKARKA 

1_września_godz._18.00_1_1.png

Jak wspomina Pani pierwsze dni w wyszkowskiej siedzibie?

Jak to zwykle bywa, początki nie były łatwe. Kupiliśmy działkę z zabudowaniami, gdzie obecnie znajduje się firma. Nieruchomość pochodziła z lat 70., więc musieliśmy zmierzyć się z wieloma ograniczeniami dla zorganizowania produkcji i biur. Zbyt niska hala produkcyjna, biura tylko w parterowym budynku z małymi, zakratowanymi oknami. W pokojach mogły siedzieć maksymalnie dwie osoby, biurko w biurko. Warunki były trudne, ale kierowaliśmy się kosztami produkcji, które w innych lokalizacjach byłyby znacznie wyższe. Też, co ważne, w tym czasie w Wyszkowie dostępni byli specjaliści z branży produkcji elektryzatorów i izolatorów. 

Ile osób wtedy zatrudniała Spółka?

Przejęliśmy z dobrodziejstwem inwentarza dwóch pracowników firmy, która sprzedała nam nieruchomość. Byli to młodzi mężczyźni, technicy. Jeden z nich jeszcze z nam pracuje, drugi już odszedł na emeryturę. I to był właściwie cały nasz dobrostan. Puste hale, kilka sprzętów biurowych, które trzeba było za chwilę wyrzucić, instalacje techniczne w fatalnym stanie. Pierwsze prace modernizacyjne to była całkowita przebudowa łazienek. Położyliśmy nieskazitelnie białe kafelki, co kontrastowało ze stanem pozostałej części budynków. Było to jednak odzwierciedleniem naszych dążeń do stworzenia firmy o wysokich standardach. Dziś jest nas blisko 120 osób. Liczba pracowników znacząco wzrosła, kiedy 5 lat temu przejęliśmy produkcję firmy francuskiej, również należącej do Grupy.

Jak udało się zorganizować wyposażenie hali produkcyjnej na początku działalności?

Pierwszym zakupem była nowa wtryskarka z nieistniejącej już fabryki Ponar Żywiec. Poza tym skupowaliśmy małe, używane maszyny produkcji rzemieślniczej. Początkowa sytuacja finansowa była bardzo trudna. Dzięki wsparciu Horizont, która płaciła często zaliczkowo za dostawy towarów z Rolos, można było zachować płynność. Cudem udało mi się uzyskać finansowanie z banku. To właściwie były jedyne dodatkowe pieniądze. Resztę wypracowaliśmy sami. Od Grupy dostaliśmy rynek, zamówienia i narzędzia do produkcji, co jest oczywiście ogromną wartością. Jednak, co najważniejsze, przez pierwsze lata byt tej firmy był zabezpieczony.

 

„DOPIERO CO SKRADZIONY, A JUŻ W POLSCE” 

Jak układały się relacje polsko-niemieckie?

Po początkowych trudnościach z komunikacją, z czasem nawiązały się bardzo dobre relacje. Przez lata pracownicy z innych firm grupy niezbyt chętnie przyjeżdżali do Polski, do Wyszkowa. Standard, tutejszy sposób myślenia, pracy w porównaniu z tym, jaki był w innych krajach - to była przepaść. Pracownicy magazynów z Niemiec czy Francji mieli nie najlepsze mniemanie o nas, ponieważ było wiele nieprzychylnych stereotypów. W tamtych latach też na porządku dziennym znikały na Zachodzie samochody. W Niemczech było takie powiedzenie, które po przetłumaczeniu znaczy „dopiero co skradziony, a już w Polsce”. Jednak bezpośredni kontakt zmienił wiele. Część naszych pracowników odbyło szkolenia w Niemczech, my z kolei przyjmowaliśmy u siebie praktykantów przysyłanych przez Horizont. Nawiązanych zostało wiele przyjaźni, które zostały do dzisiaj. Jedna z nich skończyła się małżeństwem. Od dawna nasi pracownicy cieszą się sympatią i szacunkiem, a wyprodukowane i dostarczane przez nich produkty dużym uznaniem w całej grupie horizont.

 

PROWADZENIE SPÓŁKI WYMAGA POŚWIĘCENIA

Czy dziś łatwiej jest prowadzić biznes niż w latach 90.?

Myślę, że tu nie można tak porównywać. Osoby, które zarządzają są od tego, żeby rozwiązywać problemy. Te problemy są różne w zależności od kontekstu, w jakim się znajdujemy. Zawsze jest to jednak kwestia organizacji, umiejętności przewidywania, odpowiedniego doboru pracowników i wykorzystania ich wiedzy. Myślę też, że po prostu trzeba mieć trochę szczęścia.

Co poleciłaby Pani młodym ludziom, którzy chcieliby mieć swoją firmę?

Wiadomo, dobry biznesplan i analiza rynku… ale to są truizmy, o tym wie każdy. Ja myślę, że trzeba zastanowić się nad swoją osobowością, czy jest się na tyle wytrzymałym psychicznie i fizycznie, aby poświęcić się swojemu biznesowi. Dzisiaj młodzi ludzie szukają balansu - praca, rodzina, urlop, fitness itd. To wszystko musi mieć swój czas i miejsce w życiu. Podejmowanie się takich wyzwań jak prowadzenie biznesu,  zarządzanie zespołem pracowników, to duża odpowiedzialność i obciążenie, ale i satysfakcja. Jeśli ktoś lubi odczuwać ten rodzaj satysfakcji, to warto próbować!

© 2023 Horizont ROLOS Sp. z o.o. Wszystkie prawa zastrzeżone.

Projekt i wdrożenie: Dajnowiec.pl